Madeira- znaczy drewno

„..życia nie da się nadrobić a oczekiwanie w nadziei, powoduje samozdradę i oderwanie od własnego źródła. Patrząc, jak żyją inni siedzimy w kałuży a przecież czeka na nas ocean własnych marzeń.. Działaj! ..”
Paulina Miechurska

O co chodzi z tymi marzeniami? O słuchanie siebie i podążanie za myślami ,które przychodzą.
Chcesz w góry ale bez pachnących kolejek na szczyt, kochasz strelicje i za cholerę nie możesz ich dostać w kwiaciarni, tęsknisz za dziką przyrodą, lubisz wiatr ze słońcem a nawet z ciepłym deszczem, zbierasz informacje o drzewach bo robisz ogród dendrologiczny za domem , oraz …od trzech lat myślisz o podróży na wyspę inną niż Rodos bo usłyszałaś nazwę Madera.
To jedźże , kobieto, na tę Maderę i zobacz jak na każdym kroku objawiają się Twoje myśli.

Pierwsze co zobaczyłam po wylądowaniu to całe klomby strelicji , które rosną tam jak nasze forsycje, a sam kwiat jest symbolem tej wyspy. Najpiękniejsze okazy olbrzymich afrykańskich odmian obejrzałam w tutejszym ogrodzie botanicznym ,o którym bedzie niżej.


Za sprawą wpływu oceanu oraz podzwrotnikowego klimatu , Madera nazwana jest krainą wiecznej wiosny. Amplituda temperatury w nocy i w dzień jest tu niewielka. Lato nie zabija upałem,  zima natomiast jest ciepła -około 20 stopni i częstuje ciepłym deszczem , szczególnie na północy wyspy. Klimat jest tu łagodny i wręcz idealny na górskie eskapady.

A jest gdzie pochodzić ponieważ Madera jest wyspą wulkaniczną i niemalże wystaje z Atlantyku ostrymi szczytami i wysokimi klifami. Jeżeli jest zejście do oceanu to składa się z kamieni, a raczej głazów. Nieliczne plaże piaszczyste zrobiono z piachu przytransportowanego z Afryki. Raczej nie jest to wyspa do leżakowania, ale każdy robi ,oczywiście ,co chce.  Ciekawostką są naturalne baseny, powstałe w przybrzeżnych skałach, do których co jakiś czas wlewa się oceaniczna woda.

 Góry są niewątpliwą atrakcją Madery i udałam się tam możliwie najszybciej.. czyli jak tylko przekonałam 10 latka, że w górach jest fajnie.  Najpopularniejszy a za razem najbardziej wymagający górski szlak PR1Vereda wiedzie przez dwa najwyższe szczyty Madeiry – Pico Ruivo i Pico de Areeivo . Latem widoczność jest doskonała , zimą wyjście ponad linię chmur gwarantuje bajkowe widoki. Ścieżki są przyzwoicie przygotowane , oznaczone i zabezpieczone. Podczas wspinaczki poczułam się jak w naszych Tatrach Zachodnich a momentami ekspozycja dorównywała Wysokim. Tak więc,  dobrze mieć lekkie górskie buty lub buty do biegania z agresywniejszym bieżnikiem. 

Oprócz zdobywania górskich sztajf można spacerować także nieco łagodniej, wraz z szumem wody i w towarzystwie wodospadów. Dla mnie była to ciekawostka  ,dla miejscowych wspaniałe rozwiązanie nawadniania wyspy.
Aby transportować wodę ,z północy na południe wyspy, do miast i upraw ,w XVI w., zbudowano tu system liczący około 3000 km otwartych , murowanych koryt zwanych lewadami. Część zaadoptowano na szlaki ,przeprzyjemne do spacerowania ponieważ łagodnie trawersują zbocza lub płyną tunelami przez góry. Czołówka przydawała się też w ciągu dnia. Estetyczno-przyrodnicza przygoda rozpoczyna się u źródeł lewad, w żlebach i górskich strumieniach otoczonych niezwykłą roślinnością .

Jak góry i deszcz to muszą być wodospady. Te najsłynniejsze są opisane w necie i łatwo do nich dotrzeć. Moje „palcem po mapie” ,znaczy często : na pewno będzie tam jakaś ścieżka..

Łażąc po wyspie ,wspominałam film „Miłość szmaragd i krokodyl” w którym Kathleen Turner i Michael Douglas przedzierali się przez dżunglę. Wyobraźnia za daleko nie pogalopowała ,ponieważ maderska dżungla jest bezpieczna,  nie ma praktycznie zwierząt ani jadowitych owadów, no i nikt mnie nie gonił. Dość szybko podchodził tylko zmrok, ale tego na szlaku już znam. Jednak idąc do wodospadu Poça das Pultas wzdłuż potężnego zbocza, dziękowałam w duchu lokalesom , że rzucili w krzaki kilka desek ze strzałkami. Mimo że „droga” do niego była śliska i nieoczywista ,sam wodospad zajął pierwsze wodospadowe miejsce w moim sercu, wygląda jak wyjęty z raju, woda w nim rześka a jego szum jest jedynym dźwiękiem w okolicy.

Mówiłam, że bezpiecznie.. niekwestionowaną przygodą wyjazdu ,zmiękczającą moje bohaterskie nogi w kolanach, była wyprawa do najwyższego wodospadu- mierzącego 150 m Cascata Aqua d’alto. Trudno tam trafić. Po przydługim wertowaniu internetu, ukryta w trzcinach i krzakach lewada była dobrym tropem. Jednak nie dane było dojść do samego wodospadu.

U swego źródła, lewada zmieniła się w kamienisty potok a dalsza droga oznaczała spacer bez butów po wodzie i omszałych głazach. Jak bardzo chce dojść do wodospadu? Bardzo.. sznurówki więc już w ręku. 
W tym momencie słychać trzask , grzmot bardziej, gdy ze 150m  ściany nade mną oberwała się skala wielkości przyczepy kempingowej i z hukiem rozbiła się o pobliskie zbocze. Konsternacja ..i chwila zastanowienia zmieniła się w decyzję , gdy kolejny raz erozja dała o sobie znać i posypały się następne głazy.


Czasem góra nie puszcza Cię na szczyt, czasem wodospad chce pozostać w samotności. Przyrodę słucham i szanuję.. i mam po co wracać na Maderę- jeszcze raz spróbować zaprzyjaźnić się z Aqua d’alto.  

Pokora. A w tle niezdobyty Aqua d’alto

Jardin botãnico oraz Monte Palace de Madeira to ogrody nie z tej ziemi.. a może właśnie z tej bo pełne są roślin o niebywałej urodzie z przeróżnych zakątków świata. Niektóre sprowadzane pół legalnie ale w celu ważnym. Są to gatunki zagrożone wyginięciem , które na Maderze mają doskonałe warunki do wzrostu i rozwoju. Olbrzymie okazy z rejonów zwrotnikowych i równikowych ale także endemiczne gatunki roślin.  Potężna dawka dendrologicznej wiedzy, utknęłam tam na dłużej.

Do ogrodów prowadzi niezła sztajfa. Można tam wjechać kolejką ze stolicy Funchal, autem lub z buta. Atrakcją Madery jest zapoczątkowany w 1850 roku zjazd w wiklinowych saniach sterowanych przez dwóch mężczyzn.. nie porwał mnie ten pomysł, nie mój klimat i forma podróżowania. Zeszłam więc prosto do miasta ,uroczą ścieżką pachnącą eukaliptusami- City Levada.

Maderskie miasteczka poprzyklejane są do górskich zboczy a o poziom tam trudno. W jednym takim , Ponta Delgada, zobaczyłam szyld „antiquario”. Nie omijam, weszłam więc po filiżankę do espresso i usłyszałam tam historię ,która rzuciła zupełnie inne światło na wyspę.

Starszy pan ,oraz 7 miejscowych kotów ,przyjęli nas serdecznie biegłą angielszczyzną… głównie Pan, koty miały dziwny akcent. Pan polecił szczególnie jemu bliskie , w górach Madeiry, miejsce –las wawrzynolistny laurisilva przy kraterze Fanal.

Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, relikt sprzed 15 mln lat, który przerwał epokę lodowcową , ale nie tylko . I tu zrobiło mi się naprawdę smutno gdy uprzejmy Pan zakończył swą opowieść. Odkrywcy Madery z 1419 roku nie mieli jak osiedlać się w gęstych lasach .. karczowali więc i palili drzewa jak leci. Wyspa płonęła 7 lat.. Do płaskowyżu ogień nie dotarł i tam las trwa nieruszony ,o czym świadczą drzewa laurowe o ogromnych ,w przekroju poprzecznym  pniach, położone wiatrem ku ziemi i niczym łokciami podparte konarami wyrośniętymi w glebę.

Stojąc między tymi olbrzymami we mgle, czułam respekt do przemijającego czasu i potęgi przyrody, której coraz trudniej bronić się przed ludzkim pragnieniem posiadania..  .

Na koniec i na zachód słońca, został przylądek św Wawrzyńca -Ponta de São Lourenço czyli wschodni kraniec wyspy opasany przyjemnym szlakiem PR8 .

Po bezdrzewnym, wulkanicznym terenie idzie się ścieżką 4 km w jedną stronę a ogromne klify i rozbijające się o nie seledynowe fale robią duże wrażenie. To tam właśnie dotarli odkrywcy tej bezludnej wyspy w 1419 roku.

Wieczorny powrót do bazy bez czołówek, bo księżyc nad przylądkiem świecił jak latarnia. Wyborny towarzysz podróży.

O co chodzi z marzeniami? By robić to co przychodzi do głowy, działać tam gdzie coś Cię cieszy, słuchać wewnętrznego głosu mówiącego 'chcę to, chcę zmiany, chcę nowego’! To właśnie intuicja jest tym głosem duszy, który słyszymy gdy już przegalopują emocje, panika oraz wszystkie za i przeciw . A dlaczego warto?

Bo gdyby zabrano nam wszystko co mamy, zawsze zostanie nam doświadczanie. Z doświadczeń bowiem składa się ludzka dusza.

Alicja 

Maderskie wróble 😉 – jaszczurki

Kuropatwa w górach

Półdzikie stado krów

Niektóre buty , po górskich   90 km, poległy w śmietniku 🙂

Post a Comment